Jakiś czas wcześniej… Stojąc nad stygnącym ciałem pana Jeremiaha, Siostra Zimmerman wiedziała z absolutną pewnością, że miała rację. Przeniosła wzrok z niego na pannę Young. Mechaniczny Turek, trzymając ramię przy piersi, oddał kilka strzałów w powietrze, ale przynajmniej jeden trafił w plecy Marion Nixon. Przedsiębiorczość, duch będący przyszłością Ameryki, zebrała Nixon w swoje ramiona. Za swoją maską Zimmerman warknęła pod nosem. Wyciągnęła rękę, by przemówić. „Czekaj-” Ale wtedy Przedsiębiorczość zniknęła, pędząc z prędkością, której żaden śmiertelnik nie mógłby osiągnąć, nogi pracowały jak maszyna. Kiedy uciekała, Zimmerman poczuła, jak jej przestraszone ciało wiruje i klika – cofając się i otaczając święty ogień Trójcy Świętej ołowianą osłoną. Ciężar jej ołowianych szat i ciężar jej ciała współpracowały, aby dać Zimmerman muskulaturę potrzebną do ich noszenia, ale wiedziała, że również ją spowolnią. Miała brutalną siłę i szybkie, gwałtowne ruchy. Nie miała jednak wytrzymałości potrzebnej do dogonienia Przedsiębiorczości. I tak, rozważyła swoje opcje, odrzuciła niektóre i znalazła nitkę, która zaprowadzi ją tam, gdzie potrzebowała. Odwróciła się do panny Young i zaczęła iść w jej stronę. Ale mimo złamanego ramienia, Mechaniczny Turek załadował pojedynczy nabój do swojego rewolweru. „To mnie nie powstrzyma-” Panna Young przyłożyła lufę do boku swojej głowy. Jej oczy, dzikie za okularami, błysnęły. „Zatrzymaj się tam,” powiedziała płasko. Zimmerman zatrzymała się. „Czytałam twój dossier, Zimmerman,” powiedziała panna Young. „Jesteś pedofilem i lesbijką-” „Nigdy nie dotknęłam dziecka!” warknęła Zimmerman. „-i chociaż wciąż trzymasz się swojej wiary, zostałaś pozbawiona wszystkiego oprócz swoich implantów i szat. Co więcej…” Odciągnęła kurek swojego rewolweru. „Masz słabość do ładnych kobiet. Teraz. Albo pozwolisz mi opuścić to miejsce i uciekniesz, albo zastrzelę się i zostawię swoje ciało wskazujące bezpośrednio na ciebie. Policja nadchodzi, a każda sekunda, którą spędzasz na ważeniu decyzji, to kolejna sekunda, w której kordon cię złapie.” Zimmerman warknęła. „Jak na angielską dziwkę, jesteś… cóż, nie sprytna. Ale odważna. Przyznam ci to.” Pod zimnym głosem i okularami, te oczy były dzikie i szerokie. Panna Young wyraźnie odczuwała wielki ból. Zimmerman nie była pewna, czy jej groźba całkowicie na nią działa… ale rozważyła opcje i zdecydowała, że dyskrecja jest lepszą częścią odwagi. Uśmiechnęła się za swoją maską. „Zobaczę cię później, panno Young. Ciebie i twoich Turków.” Odsunęła się, odwróciła, a potem pobiegła, jej szaty ciężko falowały wokół niej. Panna Young opuściła swój pistolet. I strzeliła Zimmerman w plecy. Zimmerman zatoczyła się, potknęła, a potem kontynuowała bieg – skręcając za róg, zanim drugi pocisk odbił się od muru. *** Lotnisko w Spalonym Jorku znajdowało się blisko jego portu morskiego, a oba miejsca były stosunkowo wolne i spokojne. Mimo to, Zimmerman czekała, aż wieczór przyniesie ciemność – a policja nad głową ucichnie i ich reflektory przygasną. Wciąż jej szukali w mieście, była tego pewna, ale szukali dość charakterystycznego Radwalkera, w szatach i masce. Nie szukaliby mężczyzny w ogrodniczkach i szerokiej tunice. Wiedziała, że przy bliższym przyjrzeniu się jej twarz nie przejdzie za męską, i wiedziała, że będzie musiała odpokutować za złamanie drobnych ślubów Zakonu. Ale, cóż… to nie był jej pierwszy raz. Szła w stronę małego magazynu, wchodząc w boczną uliczkę i natrafiając na schody prowadzące w górę po ścianie budynku na jego drugi poziom. Tam były drzwi i znudzony mężczyzna z papierosem zwisającym między wargami. Spojrzał na nią, a potem zrobił podwójne spojrzenie. „Czekaj-” zaczął, odchodząc od drzwi, ale Zimmerman nie miała czasu do stracenia. Skarciła niewiernego – knykcie, utwardzone latami wysiłku w żelazo, wbiły się w jego brzuch. Powietrze wydostało się z jego płuc, jego grzeszny papieros upadł na kratę. Potem, z dźwiękiem nie głośniejszym niż trzepot wróbla pod oczami Boga, uderzyła jego głową o ścianę. Nie umarł… była tego dość pewna. Ale leżał nieruchomo, gdy chwyciła za gałkę drzwi i spróbowała je otworzyć. Nie były zamknięte. Dobrze. Genevieve pozostała tak arogancka jak zawsze. Kiedy weszła do biur magazynu, cichy dźwięk robotników przesuwających skrzynie i nawołujących się nawzajem był stłumiony przez ściany. Zamiast tego, najbliższym dźwiękiem był gramofon grający jakąś europejską muzykę, której Zimmerman ani nie rozpoznała, ani nie obchodziła. Było tam dwóch strażników, obaj w znacznie bardziej eleganckich strojach. To wskazywało Zimmerman, że Genevieve była zajęta, prawdopodobnie czymś ważnym. Nie miało to znaczenia. Obserwowała strażników z cienia, rozważając swoje opcje. Nie mieli ciężkiej broni – tylko pistolety, rewolwery – ale brakowało jej opancerzonych szat. Mogła użyć swoich implantów, ale… hmm… Wtedy drzwi otworzyły się i wyszedł wysoki, rumiany mężczyzna, jego głos był szorstki i mrukliwy. „Jeśli mój produkt,” powiedział, z przeciągłym amerykańskim akcentem, który oznaczał, że pochodził z leniwego Południa i, tym samym, był jej wrogiem. „Nie może przejść przez twoich ludzi, to nie mamy o czym rozmawiać.” „Jeśli naprawdę tak uważasz…” Głos Genevieve był chłodny i spokojny. „Ale powiedziałabym, że zatrzymanie dwóch trzecich jest lepsze niż zatrzymanie niczego.” Mężczyzna półobrócił się, potem pokręcił głową. Bez odpowiedzi, ruszył do drzwi. Jeden z dwóch mężczyzn poszedł za nim. Jeden strażnik był znacznie bardziej dostępny. Zimmerman uśmiechnęła się, a potem poruszyła się z tą samą cichością, której nauczyła się na dzikim, wolnym Zachodzie. Jej buty były wspomagane przez gruby dywan na podłodze i…
przez strażnika bardziej zainteresowanego obserwowaniem swojego zmiennika odchodzącego. Dotarła do niego, a następnie przemknęła obok niego, zamykając drzwi cichym kliknięciem, wszystko to zanim zdążył na nią spojrzeć. Genowefa przypominała Zimmerman eleganckie ostrze: jej policzki były ostre, włosy krótko i ciasno przycięte wokół głowy, prawie jak u mężczyzny. Zmarszczki zaczęły się osadzać wokół kącików jej oczu, krawędzi ust. Jej szyja była długa, smukła i kusząca do pocałunku, a jej skóra miała mleczną bladość prawdziwie boską. Jej włosy były kiedyś czarne, więc srebro przebijające się przez nie nadawało jej stalowy połysk. Zimmerman pozostała w drzwiach, po prostu ją podziwiając, jak malarz podziwia naturalny świat Boga. „Tak, Burku, co-” Genowefa podniosła głowę. Zamarła, a te jasnobrązowe oczy przykuły wzrok Zimmerman. Zdezorientowanie. Potem rozpoznanie. Potem wściekłość. „Ty,” syknęła. Zimmerman skinęła głową. „Panno Kaplica,” powiedziała. Genowefa zerwała się na nogi. „Straże!” Drzwi otworzyły się, a zza Zimmerman dobiegło stłumione przekleństwo. Pistolet przycisnął się do jej pleców. „Panno Kaplica, przyszłam tylko prosić o przysługę,” powiedziała Zimmerman, unosząc ręce. „Ty?” zapytała Genowefa. „Przyszłaś prosić mnie o przysługę, Zimmerman?” Jej zęby zgrzytały. „Po tym, co zrobiłaś?” „Bóg każe nam wszystkim nosić ciężary, które-” „Pieprzyłaś moją córkę!” Genowefa uderzyła dłońmi w biurko. „Pieprzyłaś ją! Przez dwa lata w tym cholernym klasztorze! Wysłałam ją tam, żeby była bezpieczna, a ty, lesbo, pieprzyłaś ją!” Zimmerman wyszeptała. „Też ją chroniłam.” „O mój Boże-” Genowefa położyła rękę na twarzy, pocierając dłoń. „Zastrzel ją teraz.” „Czekaj, czekaj, czekaj,” powiedziała Zimmerman stanowczym głosem. „Wiem, że nigdy mi nie wybaczysz – zostałam zwiedziona przez…” Urwała w samą porę. Miała zamiar wyjaśnić, jak to wyglądało z jej perspektywy – jak Maria Kaplica była taką czystą, słodką dziewczyną. W wieku osiemnastu lat była świetlista, anielska. Uderzyła Zimmerman od razu, gdy tylko przybyła – budząc w niej płonący ogień gorący jak testy Trinity – i Zimmerman zrobiła wszystko, co mogła. Modliła się, rzuciła się w studia liturgiczne. Nawet zgłosiła się na misje poza klasztorem, ale za każdym razem, gdy wracała…Maria nadal ją fascynowała. Obiecała wtedy, po ich pierwszym razie, że już jej nie dotknie, tylko po to, by wracać raz za razem, uzależniona. Zamiast tego skupiła się na tu i teraz. Na tym, co mogłoby przekonać tę niebezpieczną kobietę – kobietę, którą Zimmerman znała tylko przez cienie, jakie rzucała na mapy klasztoru, na usta Matki Przełożonej, na twarz własnej córki. „…Zostałam zwiedziona przez moje podstawowe żądze,” skłamała Zimmerman. „Grzech i występek ciążą na mojej duszy. Dlatego poszłam do Zakonu. Ale nie przyszłam, żeby się usprawiedliwiać, Panno Kaplica. Przyszłam powiedzieć ci o czymś o kluczowym znaczeniu.” „Och?” zapytała Genowefa, unosząc brew. „Poszukiwania policji. Były dla mnie.” Uśmiech Genowefy powoli się wyostrzył. „Naprawdę.” „I dla ducha,” kontynuowała Zimmerman. Brwi Genowefy zmarszczyły się. To, jak się wydawało, nie było to, czego oczekiwała rozmowa. Pochyliła się do przodu. „Jakiego rodzaju ducha?” Zimmerman wiedziała wtedy, że ona i jej Ziemia Święta, pobłogosławiona zarówno przez Dziewicę, jak i Jeffersona, zostały Ocalone. Uśmiechnęła się i oparła w swoim fotelu. Genowefa obserwowała ją spod przymkniętych powiek, stukając palcami wskazującymi o siebie raz za razem. Zimmerman zauważyła, że miała długie, modne paznokcie – z wyjątkiem dwóch na prawej ręce, palca wskazującego i środkowego. Jej usta lekko się skrzywiły. Więc, jak się wydawało…hmm.. Później. Później. Zimmerman zaczęła od początku. „Mechaniczni Turcy zatrudnili mnie jako agenta – będąc bez środków i miejsca do życia, odkąd mój Zakon mnie wyrzucił. Potrzebowali siły. Mam jej mnóstwo.” Uniosła ramię i napięła mięśnie. Genowefa przesunęła się na swoim siedzeniu, jej uda ściskały się pod stołem. „Ponieważ twoja organizacja nie zamierzała mnie zatrudnić po…incydencie…w Zakonie, cóż, nie miałam wielu wyborów. Anglicy nie są przychylni Radwalkerom.” „Ci Mechaniczni Turcy, nigdy o nich nie słyszałam,” powiedziała Genowefa, marszcząc brwi. „Nie są organizacją przestępczą. Nie są klubem dżentelmenów, prawda?” Jej głos przeszedł w kpiący akcent, zamieniając klub dżentelmenów w przekleństwo silniejsze niż cokolwiek, czego Zimmerman mogłaby użyć. „Płacili dobrze, to było wszystko, co się liczyło w tamtym czasie,” powiedziała Zimmerman. „Wkrótce zobaczyłam, że są zdecydowanie związani z Imperium, ale nie byłam pewna jak. Potem kazali mi i temu małemu technikowi, Marianowi Nixonowi-” To wywołało drgnięcie brwi u drugiej kobiety „-schwytać Ducha. Ale to nie była zwykła…maszyna licząca czy pociąg.” Pochyliła się do przodu na podłokietnikach swojego fotela. Jej głos stał się ochrypły. „Słyszałaś kiedyś imię Enterprise?” Brwi Genowefy uniosły się. „Szary Duch?” wyszeptała. Zimmerman skinęła głową. „Tam z Shermanem, Doolittle’em, samą Trójcą – legendy z czasów, gdy Królestwo Boże rządziło ziemią, a nie grzeszna pogaństwo, które jest praktykowane w Imperium, nie to…anglikańskie szyderstwo, które powstało, by rozwód nie był grzechem i by splunąć w oko Boga. Mogliby równie dobrze być pieprzonymi katolikami!” Pokręciła głową. „Ale…nie. To była Enterprise. Widziałam to na własne oczy. Jej moc, mogła latać, Genowefa. Latać jak własne samoloty myśliwskie Gwardii Imperialnej. Mogła widzieć rzeczy, których żaden śmiertelnik ani duch nie mógł zobaczyć – radar, Marian Nixon to nazwał. Była jak…była…” Słowa zawiodły Zimmerman, gdy przypomniała sobie krągłą formę ducha…nawet nazywanie jej duchem wydawało się bliskie świętokradztwu. Czy była wystarczająco silna, by to wszystko zrobić, czyż nie była bliżej Prawdziwej Damy? Zimmerman zamknęła oczy, a potem opadła z powrotem na swoje miejsce. „Dobry Boże,” wyszeptała Genowefa. „Dobry Boże. Gdzie
Czy ona? Co zrobili Turcy… – Urwała. – Strzelanina w Nowym Parku Trafalgarskim, to byłaś ty, prawda? – Zimmerman otworzyła oczy i lekko się uśmiechnęła. – Duch przeszedł przeze mnie, Panno Kaplica. Niestety, Enterprise uciekła – ale nie uciekła w ramiona naszych ciemiężców, dzięki Bogu. – Genevieve znów złożyła palce razem. – To zmienia wszystko – powiedziała cicho. – Moi ludzie w Radzie do Spraw Kolonialnych zaczną sprawdzać, co wiedzą Imperium… – Zmarszczyła brwi. – Ale czy wiesz, dokąd uciekła Enterprise? – Mam pewne przeczucie – powiedziała Zimmerman. – Marion Nixon był kontrolowany przez swoją siostrzenicę. Znajdź ją, a dowiesz się, gdzie będzie uciekał. – Genevieve zmarszczyła brwi. – A teraz mam jedno pytanie. Dlaczego nie miałabym cię zastrzelić? Dałaś mi informacje – po co trzymać taką wariatkę jak ty? – Jej usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu. – To nie tak, że ktoś by za tobą tęsknił. – Zimmerman siedziała nieruchomo. Uśmiechnęła się ciepło, prawdziwie. – Wtedy umrę, Panno Kaplica, przynosząc zbawienie do Ziemi Świętej, Ameryki, kobiecie najbardziej odpowiedniej, by zapewnić zwycięstwo i wolność Wybranego Ludu Bożego od pogańskich Brytyjczyków. – Genevieve parsknęła. Sięgnęła do biurka, a potem wyciągnęła mały rewolwer. Wycelowała go prosto w głowę Zimmerman. Jej kciuk bawił się młotkiem rewolweru, palec spoczywał na spuście. Zimmerman się nie poruszyła. – Zawsze się zastanawiałam… czy naprawdę wierzysz w te bzdury, które wygadujesz? – zapytała starsza kobieta. – Jak możesz, skoro obmacujesz każdą nastolatkę, którą możesz dorwać w tym klasztorze? Dłubiesz w nich… – Jej język powoli przesunął się po wargach. – Jesteś hipokrytką czy kłamczuchą? – Wszyscy istniejemy w stanie grzechu. Tylko Bóg wie, czy jesteśmy w łasce – i tylko przez jej wolę możemy ją znaleźć. Mogę tylko modlić się, bym umarła w takim stanie – powiedziała Zimmerman. Ale położyła ręce na podłokietnikach i powoli wstała. – Jednakże, jeśli zamierzasz mnie zastrzelić, wolałabym, żeby to było, gdy stoję. Nie chciałabym wydawać się leniwa dla tak pięknej, dostojnej kobiety. – – Niesamowita bezczelność – wyszeptała Genevieve, celując teraz pistolet w pierś Zimmerman, a nie w jej głowę. – Flirtujesz ze mną? – Zimmerman zachichotała. – Kłamczucha i hipokrytka? Mmm, może. Ale grzech, który na pewno mam w obfitości, to próżność. Ale Bóg jeszcze nie uznał za stosowne, by mnie za to ukarać – i tak… – Genevieve opuściła pistolet, marszcząc brwi. – Ona nadal o tobie pisze, wiesz? – Zimmerman z wielkim wysiłkiem woli powstrzymała się od uśmiechu. – Wynoś się z mojego widoku – powiedziała Genevieve, opierając lufę pistoletu na zielonym suknie swojego biurka. – Jeśli cię jeszcze raz zobaczę… – – Będziesz chwalić Boga, bo będę tu, by przynieść gniew na głowy twoich wrogów, Panno Kaplica – powiedziała Zimmerman, kłaniając głowę przed drugą kobietą. – Jestem pewna, że nie byłabyś tak głupia, by odrzucić moją sprawiedliwą furię przed wyruszeniem na to pole bitwy. – Cisza. – Niesamowita bezczelność – wyszeptała Genevieve. Potem, głośniej. – Burke. Umieść tę wariatkę w pokoju najdalej od wszystkich. Blisko kapliczki Trójcy Świętej. – Burke wszedł do pokoju za Zimmerman, chwytając ją za ramię z marszczącym brwiami. – Jest gorąca. – …gorąca, szefowo? – zapytał Burke. – Radioaktywna – wyjaśniła Genevieve. Burke natychmiast puścił Zimmerman i odsunął się. *** Zimmerman klęczała w swoim pokoju, z pochyloną głową, i modliła się. Pomimo słów rzucanych na dole, nie modliła się połowicznie, ani nie drwiła z Boga w swoich myślach. Bóg objawił Trójcę, pokazując boskie wizje Prorokowi Oppenheimerowi. Wypowiedział święte słowa, a jego apostołowie je usłyszeli. Święty Kenneth Bainbridge wypowiedział słowa: Teraz wszyscy jesteśmy synami suk. I te słowa brzmiały prawdziwie, głęboko w piersi Zimmerman. Była grzeszna. Była podła. Była kuszona przez kobiece ciało. Zdradziła swoje śluby, by utrzymać w czystości tych, którzy byli pod jej opieką. Zabijała. Raniła. A mimo to nosiła błogosławieństwo Trójcy – ale dlaczego? Dlaczego Chrystus dał jej tę moc i ten ciężar? Nie wiedziała. I dlatego się modliła. I jak to często bywało, jej modlitwy – gdy już skończyła – zmieniały się. W jej wyobraźni mogła zobaczyć lufę tego rewolweru wycelowaną prosto w jej głowę, trzymaną przez wspaniale piękną Genevieve. Mogła usłyszeć, jak mówi: Więc, przeleciałaś moją córkę, hmm? I oh… oh… oh… Oh, Zimmerman mogła pamiętać smak Mary Kaplica. Kusiła Zimmerman od chwili, gdy jej autokar przybył do Klasztoru i została poddana chrzestowi i odrodzeniu, odrzucając swoje więzi ze światem zewnętrznym. To była tylko tymczasowa przysięga, aż niebezpieczeństwo wiszące nad jej głową minie jako córka szefa amerykańskiej mafii. Ale traktowała swoje obowiązki poważnie i była tak ciepła. Widziała blizny Zimmerman podczas wspólnej kąpieli i pytała o nie. Chciała zobaczyć jej implanty. Zimmerman mogła pamiętać te delikatne, nieskazitelne palce, śledzące przewody i obwody jej ciała. W swojej wyobraźni mogła zobaczyć echa matki i córki – i lufę rewolweru przyciśniętą do jej warg. Rozchyliła je, liżąc lufę. Mogę ci teraz rozwalić mózg… Zimmerman jęknęła na głos. Jej ręce zacisnęły się na udach. Pragnienie sięgnięcia między nogi, by znaleźć płonący piec jej pożądania i podsycać go, podsycać, podsycać – potrząsnęła głową, otwierając oczy. Wizja się rozproszyła i wyszeptała. – Amen, mój Panie Boże. – Poszła do łóżka, a potem się na nim położyła. Mogła spać tylko na plecach, ponieważ jej implanty ramion mocno ją dręczyły. Kiedyś kochała spać na boku. Teraz zamknęła oczy, złożyła dłonie na brzuchu i zamknęła.
jej oczy. Oddychała powoli… i zastanawiała się: Kogo Genowefa dzwoniła? Musiała używać swoich telefonów i podporządkowanych duchów, aby dotrzeć do innych ludzi. Nawet teraz mogła sobie wyobrazić patchworkowy sojusz Amerykanów, którzy stali się przestępcami we własnych domach, teraz pędzących tu i tam, przygotowujących się do- Drzwi się otworzyły. Zimerman się nie obudziła. Otworzyła jedno oko, na cienką szczelinę. Smukła, wiotka postać stała w drzwiach, obserwując ją. Była zarysowana przez elektryczne światło na zewnątrz, choć pas światła padał tylko na kostki Zimerman. Sięgnęła w górę i światło zgasło, pogrążając pokój i drzwi w cieniu. Powoli, oczy Zimerman przystosowały się do tego, co cienkie światło księżyca i gwiazd wkradało się przez równie małe okno taniego, tandetnego pokoju. Wiotka postać to z pewnością była Genowefa. Przynajmniej nie miała pistoletu. Żadnego noża, aby podciąć gardło Zimerman. Potem, cicho. „Czy wiesz, jakie nieświęte piekło sprowadziłaś na nas wszystkich?” Zimerman usiadła. „Co to jest?” Drzwi się zamknęły i Genowefa podeszła do łóżka. Wcisnęła coś szeleściwego w pierś Zimerman, a potem pociągnęła za gołą żarówkę, którą pokój miał jako światło. Zimerman skrzywiła się, a potem przeczytała papier, który jej dano. Była to krótka wiadomość, wysłana telegrafem, i miała doskonały kształt pisma Ducha. POTWIERDZONY CEL, LONDYN STOP SYGNAŁ WYSŁANY NA KABLU 1 KONIEC „Kabel 1,” powiedziała Zimerman. „To kabel, który biegnie bezpośrednio do Kolosa!” Genowefa syknęła, wściekle. „Ty głupia krowo!” Złapała Zimerman za ramię, trzęsąc nią. „Mechaniczne Turki pracują dla Pani Kolosa! Mają moc cholernie Bogini po swojej stronie! Masz szczęście, jeśli uda nam się utrzymać głowy nisko!” Zimerman chwyciła jej nadgarstek, siadając bardziej, patrząc w te przestraszone, piękne oczy. Jej nadgarstek był smukły pod jej szorstką dłonią. Genowefa działała swoją wolą przez ludzi i maszyny – nie ręką. Zimerman to zademonstrowała. Wstała i odepchnęła Genowefę od siebie, żarówka kołysała się nad głową. Jej plecy przycisnęły się do ściany, a jej ramię było przypięte nad głową – jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Zimerman mruknęła. „Minęło trochę czasu, odkąd byłaś pod groźbą, która może cię dosięgnąć, co?” Zapytała. „Ty idiotko,” Genowefa oddychała. „Mam dwóch strażników na zewnątrz z tommy gunami.”